Porządek w rodzinie. O sztuce rozmawiania (i nie tylko)

Zapraszam Państwa do zapoznania się z ważnym tekstem profesora Jarosława Jagieły – naukowca, psychoterapeuty, prekursora analizy transakcyjnej w Polsce. Artykuł ukazał się w czasopiśmie Moja Rodzina w listopadzie 2012. Tutaj zamieszczamy go za zgodą Autora.

***

Porządek w rodzinie. O sztuce rozmawiania (i nie tylko)

Autor: Jarosław Jagieła

Nie chodzi tutaj o porządek o jakim Państwo zapewne myślicie. O zadbane i schludne utrzymane mieszkanie. O ład, który informuje wszystkich, że w domu mieszkają dbający o harmonię, uporządkowani, zacni, staranni i dobrze zorganizowani ludzie. Choć trzeba przyznać, że i ten rodzaj porządku ma tu pewne znaczenie, ale należy go traktować, co najwyżej, jako dowód czegoś lub symbol, a nie sedno sprawy jakim chcemy się tu zająć. Mowa będzie natomiast o porządku w rodzinie w sensie psychologicznym. Taki porządek oznacza, że każdy w takiej wspólnocie, jaką jest rodzina, ma swoje przynależne mu miejsce. Jest potrzebny, dostrzegany i spełnia przypisaną mu rolę. Nikt nie jest też wykluczany np. przez porzucenie, wydziedziczenie, osamotnienie itd., ani też nie zajmuje – w sposób nieuprawniony – miejsca jemu nie przynależnego. Tak więc, każdy w strukturze rodziny ma swoje miejsce, ale też jednocześnie pełni określoną funkcję. W nauce mówimy, że nie ma struktury bez funkcji, ale też nie ma funkcji bez struktury. W ten sposób w rodzinie nie ma niejako „ministrów bez teki”. Nawet zniedołężniały i wymagający opieki dziadek pełni ważne zadanie – jednoczy bowiem członków rodziny w trosce o niego.  Gdy do mnie, jako terapeuty zwraca się rodzina z prośbą o pomoc, gdyż nastolatek sprawia kłopoty, gdy jest nieposłuszny, nie wykonuje swoich obowiązków, zażywa narkotyki, czy przejawia różnego rodzaju inne problemy, jest dla mnie jasne, iż z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że ojciec nie jest na swoim miejscu. Mogą zdarzać się wprawdzie jakieś pozory jego obecności np. fizycznej, bo całymi godzinami siedzi przy piwie przed telewizorem, ale w sensie psychicznym nie jest nieobecny. Może również, co zdarza się coraz częściej, całymi dniami przebywać w pracy i poza domem, czy w inny sposób nie uczestniczy w życiu rodziny. Wtedy „młody źrebak” zaczyna „wierzgać”. A mówiąc językiem góralskiej mądrości: „Jak ni mo gazdy, to panie, głupi kazdy”. Wydaje mi się, że tę sentencję można by śmiało zadedykować również naszym politykom.

Zaburzony porządek rodziny przejawia się też dla przykładu w sytuacjach, gdy o pomoc proszą rodzice, którzy nie mogą sobie poradzić z konfliktami występującymi między ich dziećmi. Rodzeństwo nieustannie się kłóci, sprzeczki i przemoc dotyczą nawet najbłahszych z pozoru spraw oraz problemów. Można odnieść wrażenie, że bracia czy siostry nienawidzą się w sposób wyjątkowy i trudny do wytłumaczenia, choć jednocześnie rodzice wyczuwają, że rodzeństwo przecież tak naprawdę się kocha. W takich przypadkach dość szybko można zauważyć, że rodzice faworyzują kogoś z pośród własnych dzieci. Kogoś, kto zajmuje nieprzynależenie wysoką pozycję w strukturze rodziny. Może to być choćby najmłodszy syn, brat starszych od siebie sióstr. Można sobie pomyśleć: jakże długo czekano na urodzenie się męskiego potomka, który w przyszłości przejmie, dla przykładu, dobrze prosperującą firmę po rodzicach i będzie kontynuatorem nazwiska ojca. Jakież nadzieje z nim są ciągle wiązane i dają się to odczuć niemal każdego dnia, w różnych okolicznościach oraz przeróżnych kontekstach. Widać to, gdy śledzi się uważnie życie rodzinne. Porządek systemowy został tu zburzony, gdyż miejsce chłopca jako najmłodszego, czy tego chce czy też nie, jest na ostatnim miejscu. Zwróćcie Państwo uwagę, że ta sama prawidłowość pojawia się, gdy rodzi się kolejne dziecko i cała uwaga w naturalny (choć czasem też nadmierny) sposób zwrócona jest niemowlaka.

Rodzice mają prawo oczekiwać i wymagać, aby dzieci stawiały ich na pierwszym miejscu. Kiedy rodzice próbują zrównywać się z dziećmi np. poprzez koleżeństwo i fraternizację, wtedy przynosi to więcej szkód, niż pożytku, gdyż zaburzony zostaje naturalny porządek rzeczy. Dzieci wówczas nie czują się bezpiecznie w takiej rodzinie. Mówiąc najprościej i wprost – nie odwołując się do złożonej i często wieloaspektowej teorii systemowej terapii rodziny – w rodzinie dobrze funkcjonującej każdy jest na swoim miejscu i jest mu tam dobrze.

Wyobraźmy sobie dla przykładu pewną konkretną rodzinę. Mąż ma na imię powiedzmy Marek, jego żoną nosi imię Katarzyna. Mają jedynego 17 letniego syna Marcela. Mieszka też z nimi od pewnego czasu babcia, matka pana Marka, która po śmierci swojego męża i sprzedaniu niewielkiego wiejskiego domku przeprowadziła się do miasta. Mieszkają pod jednym dachem. Pewnego dnia, w czasie wspólnego obiadu, pan Marek oznajmia, że spodziewa się w najbliższym czasie przypływu znacznej sumy pieniędzy, w związku z tym proponuje zastanowić się, czy pieniądze te przeznaczą na nowy samochód, czy też na atrakcyjną wycieczkę zagraniczną? W tym momencie do rozmowy włącza się nieproszona o opinię babcia, która nie pytana przez nikogo o zdanie zaczyna wyrażać swoje oceny, w tonie jakiego można się domyślać. „Po co wam ten nowy samochód, już sami nie wiecie na co wydawać pieniądze” – oznajmia głosem nie znoszącym sprzeciwu. „Lepiej byście te pieniądze sobie odłożyli na ciężkie czasy, na chorobę, albo na starość… Myśmy z dziadkiem na żadne zagraniczne wycieczki nie wyjeżdżali i też jakoś przeżyliśmy ze sobą tyle lat… Ja bym oczekiwała – tu zwraca się do swojego syna – żebyś był trochę mądrzejszy i rozsądniejszy, itp.”.  Pani domu nic się nie odzywa, ale czuje, choć tego nie wyraża, jak narasta w niej złość i zniecierpliwienie. Pan Marek to wprawdzie zauważa, ale sam przeżywa konflikt lojalności wobec własnej matki oraz wobec uczuć żony. Czy dostrzegacie Państwo w tej sytuacji typowy nieporządek systemowy? Babcia, skądinąd bardzo miła, choć nieco apodyktyczna osoba, zajęła miejsce sobie nie przynależne. Miejsce kogo? Oczywiście, miejsce pani Kasi. Jeśli taka sytuacja lub podobne sytuacje będą się powtarzały nieustannie, żona może zacząć wykazywać różnorodne problemy psychologiczne lub określone symptomy np. depresję, zaburzenia nerwicowe, czy dolegliwości fizyczne mające swoje podłoże psychiczne (nazywamy je psychosomatycznymi).  Podobnie może dziać się z panem Markiem, jeżeli życie rodzinne będzie go stawiało nieustannie przed podobnymi dylematami: czy wybierać dobro żony, czy też kierując się przywiązaniem i lojalnością wobec rodziny pochodzenia stanąć po stronie własnej matki?

A jak ta sama sytuacja powinna wyglądać w sposób optymalny, rzecz by można modelowy? Po przekazaniu tej wieści przez pana Marka pierwsza powinna wypowiedzieć się żona, później ewentualnie syn, którego wiek może go już do tego predysponować. Gdyby miał młodszego brata lub siostrę dopiero wówczas oni mogliby coś powiedzieć na ten temat. A babcia? Babcia mogłaby zabrać głos na końcu. Wiadomo wszak, że prawdopodobnie ani tym nowym samochodem sama jeździć nie będzie, ani również przypuszczalnie, choćby tylko ze względu na wiek, nie wybierze się w czasie wakacji do upalnej Tajlandii czy Egiptu. Mogłaby również wielkodusznie zrezygnować z przysługującego jej w tym momencie prawa stwierdzając: „To wy się tu dogadajcie, zastanówcie się razem, a ja sobie pójdę do swojego pokoju trochę poczytam, a później pomogę przy zmywaniu po obiedzie”.  Sytuacja, którą tu opisaliśmy jest oczywiście wymyślona, lecz czy jest daleka od prawdy? Od realiów wielu takich lub podobnych rodzin? Terapeuta spotyka się w swojej praktyce z nimi nieustannie.

Jeżeli umie myśleć i pracować systemowo musi znaleźć takie strategie postępowania, które spowodują, żeby każdy w rodzinie znalazł dla siebie przynależne mu i niejako „wygodne” dla niego miejsce. Każdy musi czuć się tam kochany i szanowany, mieć prawo do klarownego wyrażania tego, co czuje, widzi i słyszy. Aby mógł np. bez skrępowania pytać, gdy czegoś nie wie lub czegoś nie rozumie. Miał poczucie bezpieczeństwa, gdy się z czymś konkretnym nie zgadza. Decyzje, jakie podejmuje nie powinny być również podejmowane bez jakiejkolwiek presji emocjonalnej czy fizycznej. Komunikacja w rodzinie winna być również jasna, konkretna i jednoznaczna, to znaczy np. że zawsze wiadomo, kto się do kogo zwraca i w jakiej sprawie to czyni, aby też – co zdarza się nagminnie – nikomu nie przerywano, gdy coś mówi itd. W rodzinach problemowych dzieje się zazwyczaj dokładnie na odwrót. Łatwo można dostrzec, że uczucia są tłumione, a nie wyrażane wprost. Panuje chłód emocjonalny lub przeciwnie – uczucia dominują nad racjonalnym oglądem sytuacji.  Członkowie rodziny unikają przesadnie konfrontacji i konfliktów lub przeciwnie – ich bycie ze sobą jest permanentnym sporem, waśnią i antagonizmem. Poszukują częściej w rodzinie bezpieczeństwa niż chcą czerpać z życia rodzinnego satysfakcję, przyjemność i szczęście. Małżonkowie często odtwarzają konflikty oraz problemy z własnych rodzin pochodzenia. Odżywają w nich bardziej lub mniej świadomie urazy, których doświadczyli jako dzieci, a których nie mieli szans czy umiejętności w sposób konstruktywny wówczas rozwiązać i z nimi sobie poradzić. Nieuchronnie pojawiają się w takiej rodzinie osoby cierpiące, wykluczone lub wykazujące różnego rodzaju dolegliwości fizyczne lub psychiczne. Bywa też tak, że małżonkowie poszukują w swoim partnerze brakującej części swojego Ja. Jednak tym problemem musimy zająć się osobno w następnym artykule tego cyklu.

Powtórzmy na koniec: w rodzinie, gdzie panuje psychologiczny porządek istnieje wyraźna hierarchia wieku, pozycji życiowej, ale również szacunek dla wszystkich i wzajemne zrozumienie. Tylko taka rodzina stwarza szansę rozwoju jej członkom i pozwala elastycznie dostosowywać się do ciągle zmieniających się warunków życia.